wtorek, 27 sierpnia 2013

Smołdziński Las....

.... czyli stara miłość nie rdzewieje. Kocham nasz morze od czasu kiedy jako paroletni chłopak pojechałem w 1966 roku na swoja pierwszą kolonię. To była Jastrzębia Góra. Jechało się na gołych dechach prawie 15 godzin a potem jeszcze autobusem z Gdyni. Wreszcie po wielu godzinach dotarliśmy do baraków ( istnieją do dzisiaj ) i tam przez trzy lata jeździłem na kolonie. Tam następnego dnia zobaczyłem pierwszy raz morze i napiłem się słonej wody. Lata mijają, nad Bałtykiem byłem wielokrotnie moja miłość nie malała, choć czasami tego morza miałem dosyć. Szczególnie jak właziłem na plażę a tu dzikie tłumy a ja mam 2 godziny na Bałtyk. Jednak ostatnio od lat nie byłem nad Bałtykiem Nie liczę tu oczywiście wizyt rodzinnych czy służbowych w Gdańsku lub Gdyni. Mówię o byciu na plaży, o kąpieli po prostu byciu nad Bałtykiem. I kiedy w tym roku wybraliśmy się na kajaki to od razu wiedzieliśmy ze nie odpuścimy Bałtyku Choć to od nas było 150 kilometrów pojechaliśmy. Moi przyjaciele przed laty jeździli do Smołdzińskiego Lasu. Wiec kierunek był pewny. Ja tam akurat nigdy nie byłem. Choć Słowiński Park Narodowy znam bo bywałem w Łebie to jednak w Smołdzinie czy Smołdzińskim Lesie nigdy.  Mówiono że nie pożałuję. I tak było !     
Smołdziński Las to niewielka wioska położona pomiędzy Jeziorem Gardno a Jeziorem Łebskim. Z przodu ma tylko Bałtyk. Nazwę bierze od niezwykłego lasu jaki rośnie na wydmach. Niezwykły las. Wielki, ponury wraz ze zmieniającą się odległością od morza przechodzący w formy skarłowaciałe pogięte i poplątane. Na końcu zaczyna się kosówka a potem plaża.

Niezwykły las...



 Przy końcu stara wyremontowana przechowalnia łodzi które teraz pełni funkcje baru, knajpy, punktu rozrywkowego...




Powoli z Lasu wychodzimy na wydmy...


 

I wreszcie morze które pierwsze zauważyły Zora i Figa...


No i plaża. Kto wie czy nie ostatnia dzika plaża na naszym długim wybrzeżu. Pisze "dzika"
bo kompletnie bez ludzi. Co prawda tuz przy wejściu na plażę 50 metrów jest strzeżonej plaży ale resztę 20 km w stronę Łeby i 13 km w stronę Rowów pustka. Byliśmy w samym sercu długiego weekendu w piątek. Pogoda ładna choć nie gorąco. Przed południem zaledwie kilkadziesiąt osób. Po południu kiedy cieplej więcej. Ale wystarczy przejść w kierunku Czołpina 500 metrów i leży się na plaży gdzie nie ma nikogo... 




Na plaży więcej moczykijów niż plażowiczów...



Postanowiłem wzorem mojego guru od fotograficznych autoportretów Czarka Sokołowskiego zaślubić się z Bałtykiem...


A za wydmami i na wydmach Smołdziński Las...




 A wszędzie dookoła dzikie plaże , wydmy spokój i cisza !! Jak nie nad Bałtykiem  !!!






Nie mogłem sobie odmówić jeszcze jednej foty ! Tym razem z Bałtykiem ! Kto wie kiedy następnym razem ?


Po południu na plaży pojawiło się ciut więcej ludzi. Ale tylko ciut...



 Na tym jednodniowym wypadzie znaleźliśmy jeszcze czas aby wpaść do Gardna Wielkiego i popatrzeć na jezioro.. Jest cudowne...



Smołdziński Las to przepiękne miejsce. Jedno z niewielu miejsc nad Bałtykiem gdzie jeszcze można spokojnie odpocząć. Zdają sobie sprawę że pewnie ludzie i tu trafiają. Jednak ze względu na odległości jestem przekonany że w ułamku jaki istnieje w Łebie, Rowach czy innym znanym kurorcie nadbałtyckim. Niestety jednej rzeczy nie gwarantuje Smołdziński Las. Cieplejszej wody w morzu...

Smołdziński Las  16.08.2013 r.

Wdzydze Kiszewskie czyli.....

.... Zakopane Kaszub. A jak Zakopane to ścisk, tłok, smród smażonych ryb. To oczywiscie na pierwszy rzut oka. Ale tak naprawdę przez większość cześć roku Wdzydze to urocza wioska na Kaszubach leżąca nad największymi jeziorami Szwajcarii Kaszubskiej ( kto jeszcze dzisiaj używa tego stwierdzenia ?). Niekwestionowana stolica turystyczna Kaszub. Kto pierwszy raz na Kaszuby jedzie musi trafić do Wdzydz. Bo Wdzydze to kwintesencja Kaszub gdyż znajduje się tu najstarszy na ziemiach Polskich skansen ludowy. Utworzony w jednej z chałup kaszubskich w 1906 roku przez Teodorę i Izydora Gułgowskich obchodził niedawno 100 lecie powstania. Dzisiaj skansen to niezwykła przygoda historyczna. Koniecznie trzeba tam przyjechać i zwiedzić. My przyjechaliśmy tam bardzo późno i celem naszym była rybka nad jeziorem. Skansen znamy doskonale wiec tym razem podarowaliśmy sobie. W ogóle jak do Wdzydz to albo w tygodniu a już na pewno nie w weekend. Zawsze tłoczno i zawsze ścisk. To przecież niewielka wioska a ludzi tu jak w Zakopcu.  My przyjechaliśmy tutaj aby nabrać sił przed kolejnym kajakowaniem a naszym Paniom dostarczyć innych wrażeń niż tylko " pedałowanie wiosłami "  
Znajduje się tutaj od kilku lat wielka wieża widokowa z ogromnym plato na szczycie skąd przepiękny widok na tzw. Krzyż Jezior Wdzydzkich. Tworzy je ogromne " Morze Kaszubskie " złożone z jezior Wdzydzkiego, Gołuń, Jelenie , Słupno.  I właśnie przed Wdzydzami te akweny krzyżują się tworząc Krzyż lub jak inni to nazywają " Morze Kaszubskie " Najpiękniej widać to z góry właśnie z wieży widokowej...

Wdzydze Kiszewskie to przede wszystkim jeziora...


Tłok, tłok, tłok...

 


Wielka wieża widokowa z której cudnej urody lanszafty na Krzyż Kaszubski...









Marina we Wdzydzach z kajakami i łodziami...





Jeziora Wdzydzkie raj dla kajakarzy, żeglarzy i wszelkiej maści wodniaków...






Wdzydze Kiszewskie 10.08.2013 r.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Zbrzyca razy dwa.....

.... Zbrzyca to piękna rzeka,  lewobrzeżny dopływ Brdy o 46,8 km długości z czego 42 kilometrów jest szlakiem kajakowym . Czyli prawie od samego poczatku jest spławna. Kończy się w jeziorze Witoczno, czyli prawie przy naszym obozowisku. Na pierwszy etap po Zbrzycy wybieramy się dzień po Brdzie. Dziewczyny się buntują, nie chcą kajaczyć po jeziorach. Wybieramy salomonowe wyjście. Ponieważ stan wody niski wiec pierwsze kilometry szlaku nie przepłyniemy. No chyba że kajaki będziemy ciągnąć po płytkiej wodzie na smyka.  Startujemy wiec z Kaszuby maleńkiej wioski kaszubskiej nad Zbrzycą...

Startujemy ze starego młyna Kaszuba...



Zora już jak stara wyjadaczka kajakowa płynie spokojnie, Pan macha wiosłami...


Na rzece sporo mostków i kładek, jest tez sporo przeszkód w postaci mielizn i drzew ale jest piękna...



Na Zbrzycy mimo pewnej niepogody tłoczno jak na Królewskiej w Krakowie...



Dopływamy do miejsca zwanego Milachowo Młyn. Tutaj przenoska ( 50 m ) ale dopada nas deszcz wiec trzeba schować się do pobliskiego tartaku...




Ostatnie czytanie przewodnika przed kolejnymi kilometrami...


I dalej do wody...


Pokonywanie przeszkód terenowych wymaga ekwilibrystyki i dla ludzi i dla Zory...




Do Rolbiku gdzie kolejna przenoska woda już spokojniejsza. A w Rolbiku kolejny deszcz...


Rolbik - przenoska i deszcz...


Tutaj też  w ciągu całej kajakówki łapiemy wodę w łódź. Właśnie ja wylewamy...


Do końca odcinka, szuwary na przemian z lasem i drzewami...


Kończymy w Lasce maleńkiej osadzie przed jeziorami. Tak jak obiecaliśmy dziewczynom nie płyniemy przez jeziora do bazy. I tak kajaczenie zajęło nam kilka godzin... 



Tak jak sobie obiecaliśmy nie zostawiliśmy Zbrzycy w spokoju. Wróciliśmy tam za dwa dni. Chcieliśmy przepłynąć krótką trasę od Śluzy do naszej bazy nad jeziorem Witoczno. Z całej grupy na krótki wypad zdecydowali się tylko my z Jola i Piotrek z Mackiem...

jestem gotów na rzekę...


Dzisiaj tylko w dwa kajaki...


Tak to wyglądało w obiektywie Piotrka.,..


A tak chłopcy w moim obiektywie. Niestety szans nam nie dawali. Co cztery ręce to cztery ręce...



Po bardzo przyjemnej półtoragodzinnej kajakówki wpływamy Zbrzycą na Witoczno. A potem jeszcze kilkaset metrów Brda pod prąd i jesteśmy na powrót w bazie...



I tak w dwa dni przepłynęliśmy prawie cała Zbrzycę bez jezior. Zadanie może mniej ambitne ale rzeka jak najbardziej godna wioseł. Gorąco polecamy !!!