środa, 22 września 2021

Powrót

  Ze Spakenburga wyjeżdżamy późnym popołudniem. Jedziemy na miejscówkę naszych przyjaciół w Veessen. Oni śpią w hoteliku ale przy nim dwa campingi a nawet plac dla kamperów. Udało się wydzwonić u właściciela jedna noc.  Przyjeżdżamy juz późno więc tylko kolacja i spanie. Dopiero następnego dnia widzimy to...



Dokładnie tak !!! To pomnik Don Kichota walczącego z autentycznym wiatrakiem !!! Niestety nie doszukałem sie nigdzie autora tego dzieła, mnie sie bardzo spodobał.

Camping jest usytuowany nad rzeka IJssel ma niewielka marine i sporo miejsc do spania. Idealna miejscówka do spania w drodze.


Nad rzeką dużo ptaków...

A na campingu są stałe " domki holenderskie do wynajęcia...

Żegnamy sie z przyjaciółmi którzy zostają jeszcze kilka dni. Żegnamy się z Holandia, przed nami skok na granicę Polską i juz nocleg u nas.

A tymczasem Holandia żegna nas pięknymi widokami na poldery a na nich niezwykłe słupy wysokiego napięcia gdzie doskonale widać jak wysoko podchodzi woda



Żegnamy Holandię definitywnie. Wjeżdżamy do Niemiec...

Na Camping Marina dojeżdżamy dopiero wieczorem. Więc czas tylko na kolację i spanie. Jutro skok do Krakowa...


Jesteśmy na Campingu Marina koło Sulęcina. Kilkanaście kilometrów za granica z Niemcami. Doskonały punkt do noclegu jak jedzie sie dalej.

A dzisiaj jest ten dzień. Dzień kiedy w kamperze użyliśmy ...markizę i rozłożyliśmy mebelki turystyczne. Na chwilę !!! całe 10 dni nie było czasu Od rana do nocy rowery spanie, rowery, kamper więc to był ostatni rzut kiedy mogliśmy.




A okolice kampingu naprawdę piękne... 




Na leżakowanie nie było czasu. Przed nami długa droga do Krakowa. A jeszcze jedna atrakcja przed nami.
Skoro juz tu jesteśmy i jedziemy obok trzeba było odwiedzić
Tak Tak !!!! Chrystus w Świebodzinie !!! 





Do Krakowa przejeżdżamy późnym wieczorem. Kampera rozpakowujemy w deszczu który cały czas na tropił aż wreszcie wytropił na koniec.
To koniec tegorocznej wyrypy rowerowej niestety.

Suma !

Rowerami przejechaliśmy ok 250 km co jak u nas jest norma. Tyle że tym razem sporo zwiedzaliśmy i oglądaliśmy. Jeszcze raz sie okazało że świat z siodełka rowerowego jest zupełnie inny z okien samochodów a zupełnie inny z nóg czyli pieszo.
Mnóstwo różnych przemyśleń i absolutna chęć powrotu do Holandii. Tam mekka wszystkich rowerzystów. Znakomite drogi, jest ich całe multum, wszystkie znakomicie utrzymane choćby była to wioska z dwiema zagrodami. W zasadzie nie jechaliśmy z mapą. Wszystkie informacje były na miejscu. W Holandii można zainstalować sobie program ze ścieżkami rowerowymi bardzo pomocny. Ale trzeba uważać . Najlepsze są własne oczy. na pewno jest to miejsce do którego warto powrócić szczególnie północna Holandia. Naprawdę jest gdzie jeździć. ! 
DarzRower !  

Amersfoort , Spakenburg czyli ostatni dzień....

 Rano pakujemy kampera żegnamy sie z Lelystad i jedziemy do miejscowości Spakenburg. Chcemy tam zrobić pętlę rowerowa po polderach i okolicznych atrakcjach. To już ostatni dzień w Holandii. Późnym popołudniem musimy rozpocząć powrót do Polski.

Spakenburg to piękne klasyczne miasteczko Holenderskie w prowincji Utreht. Znane z tego ze ma swój lokalny dialekt zwany Spakenburgs oraz... klubu piłkarskiego SV Spakenburg. Znany jest również z tego że mieszkańcy często ubierają się w tradycyjne stroje. Bo Spakenburg jest starą miejscowością z tradycjami XV wiecznymi. Osada rybacka. I własnie port rybacki słynący z pięknych łodzi jest pierwszym naszym celem.

Lądujemy przed południem na lokalnym dużym parkingu. Nigdzie znaków zakazu parkowania kamperów. Wiec rozpakowujemy rowery i w drogę....

Po krótkim " pieszczeniu" się z rowerami ruszamy do portu. Przed dojazdem miasteczko udowadnia ze jest urokliwe i naprawdę piękne.





Dojeżdżamy do portu. Na kanale wyslipowane stare łodzie rybackie przerobione na łodzie turystyczne . Każdy może wynająć starego szypra i popłynąć na daleka wycieczkę na stworzone przez Holendrów zatoki



Centrum portu w Spakenburgu to jakby mały ryneczek wokół kanału, nad którym w każdym miejscu gdzie tylko można małe knajpki i kawiarenki. 



Muzeum w Spakenburgu. Ale dzisiaj niestety zamknięte. 

Informacja turystyczna. Usiłujemy coś zagadnąć w ich dialekcie :

– Afferpinnetjie – bagażnik rowerowy
– Asvarken – szufelka i zmiotka
– Diek – grobla
– Krek – precyzyjny, dokładny
– Kukelesoantje – biedronka
– Ootje en Groof – babcia i dziadek
– Pennevoegel – motyl
– Sjulekrupen – zabawa w chowanego
– Teuteren – gderanie, jęczenie
– Tot – lizak
– Vullus – śmieci
– Zeikuh – marudzenie

Zrozumieliśmy tylko to ostatnie słowo : Zeikuh - znaczy marudzimy !!

Rozglądamy się za tymi mieszkańcami w strojach tubylczych ale nikogo nie zauważyliśmy. Tylko rowery. Ciut zawiedzeni jedziemy dalej. Na długa groble aby dojechac do Pałacu Soestdijk , letniej rezydencji królowej holenderskiej w Amersfoort a jednocześnie nie wjechać zbyt głęboko w miasto.

Jedziemy...

Dojechaliśmy do miejscowości Eemdijk. Tutaj podejmujemy decyzję czy promujemy sie na druga stronę kanału i jedziemy drugą strona czy ryzykujemy wjechania do miasta. Zdecydowaliśmy się nie promować. Odpoczywamy chwile rozglądając się dookoła. 


Na przeciw widzimy kościół a na nim znacznik. To zaznaczony poziom wody w czasie wielkiej powodzi z 14 stycznia 1916 roku. Wtedy to masy wodne zalały tereny Holandii, groble które nie wytrzymywały naporu wody i wiatru 100 km/godz. Zginęło wtedy w tamtym rejonie 16 osób na wyspie Merken a w całej Holandii 19. Ta powódź doprowadziła do decyzji budowy ogromnej tamy Afsluitdijk. 

Jedziemy "12 " do pałacu letniego Królów Holenderskich Soestdijk..


Jazda polderami a właściwie groblami miedzy polderami jak nie wieje jest bardzo przyjemna. Gorzej jak wieje i leje. Dzisiaj mamy jednak piękną pogodę.


Po 20 kilometrów jesteśmy. Niestety z daleka. Bo pałac akurat jest zamknięty. Czynny będzie dla turystów za kilka dni. No pech...Pałac jest jednym z czterech oficjalnych rezydencji królewskich rodziny królów holenderskich. Pałac należy do Państwa od początku lat 70 tych ale do 2004 roku korzystała z niego para królewska Królowa Julianna z mężem Bernhardem 

Na przeciw Pałacu Soestdijk stoi wielki monumentalny obelisk.  To Igła Waterloo. Została postawiona na cześć Wilhelma Frederika, księcia Orange, późniejszy król Wilhelm II. Był  dowódcą który odparł atak Francuzów na Brukselę w 1815 roku. Utrzymywał się tak długo , aż alianci dowodzeni przez Wellingtona przybyli na czas aby pod Waterloo rozbić cesarza Napoleona. To własnie pobliski Pałac Soestdijk został przekazany  królowi Wilhelmowi II Holenderskiemu za jego zasługi w wojnie.

Nie jedziemy aleja pod pomnik. Musi nam wystarczyc widok z daleka. Czas mija a jeszcze chcemy dojechac do...pustyni !!!

 

Zbieramy się w dalsza drogę. Jeszcze rzut na mapę w pamięci zapisujemy nr drogi ( jest ich tu całe multum )


Po kilkunastu kilometrach jadąc leśnymi drogami docieramy do...pustyni a właściwie wydm w lesie. To  wydmy w Spestduinen jeden z cudów w Holandii. W pięknym sosnowym lesie w pępku Holandii kilkanaście hektarów pięknych piaszczystych wydm. Niestety jest już późno, a na dodatek pogoda popsuła się. Jest to jedno z bardziej urokliwych zakątków Holandii i jednocześnie bardzo fotogenicznych. Plener pozostawiam na następny raz.

Wracamy do Spakenburga. Czas nagli bo jest dobrze po południu a nas czeka jeszcze jazda do noclegu juz po drugiej stronie granicy Holendersko - Niemieckiej.Na ścieżce rowerowej stanęło nam jeszcze pożegnalne piwo. 

Spakenburg 09.07.2021 r.