poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Borne.....

.... Sulinowo. Miasteczko przedziwne. Historia tego miejsca w ostatnim stuleciu to historia największych przemian w Europie.Najpierw przez setki lat wsie Gros Born a później Linde b.Kragen ( Lipka koło Kręgów ) zamieszkiwali sprowadzeni w 1587 osadnicy z Westwalii i Saksonii. Tak było do lat trzydziestych. Wtedy to w 1933 roku po dojściu Hitlera do władzy wysiedlono wsie  i zaczęto budować na 215 km kwadratowych koszary i ogromny poligon artyleryjski. Trenowali tutaj armie Guderiana przed wrześniem 1939 a także Afrika Korps Romla. Niedaleko zbudowano dla artylerzystów koszary, mroczne miejsce zwane dzisiaj Kłomnio. Oczywiście po 1945 cały ten teren zajęła Armia Czerwona tworząc tutaj doskonale strzeżony ośrodek wojskowy Północnej Grupy Wojsk radzieckich. Na dziesiątki lat miejsce to nie istniało na jakiejkolwiek mapie. Dopiero w 1993 kiedy to za sprawa Lecha Wałęsy doprowadzono do wyjazdu żołnierzy radzieckich z Polski miejsce to znalazło się na mapie Polski.
Intrygowało mnie to miejsce od wielu lat. Oglądałem zdjęcia kolegów i te historyczne i te dzisiejsze i gdzieś w głowie były plany zobaczenia na własne oczy tego miasteczka. Okazja nadarzyła się w tym roku. Na wakacyjne wyrypy oprócz kajaków i morza zaplanowaliśmy też naszą trzecią pasję ( po górach i kajakach ) rowery. Poniewaz na tydzień jechaliśmy do Słowińskiego Parku Narodowego wiec rowery niezbędne. 

Borne Sulinowo i okolice. 

To drugi dzień naszej bytności na Pojezierzu Drawskim. Po wczorajszych kajakach czas dać odpocząć ramionom za to dać prace nogom. W planie wyrypa około 40 kilometrów w zasadzie dookoła Bornego. W sam raz dla rozruchu a dla naszych pań to wyzwanie.Wyruszamy w trójkę rankiem aby w naszej wypożyczalni kajaków dobrać również rowery. Pan Piotr takowe też posiada.

Tuż za miejscowością Kręgi natrafiamy na cmentarz. Dziwny cmentarz. Broniony na wejściu przez....pepeszę. To cmentarz żołnierzy radzieckich i ich rodzin które przez ponad 50 lat zamieszkiwali Borne. Dziwne jest to że tych żołnierzy tam niewiele. Głównie groby dziecięce i groby nieznanych z nazwiska osób ( to najdziwniejsze ) Groby dzieci z pluszakami robi naprawdę przygnębiające wrażenie...





W Bornie szykujemy rowery i jazda...


Po drodze oglądamy budynek byłego Domu oficera. Przygnębiające wrażenie... 





Niestety nie ujechaliśmy daleko Ledwie do przystani nad jeziorem Pile. I pierwsza " guma " Czekamy...




Awaria zmusiła nas do naciśnięcia na pedały. Niestety jazda na rowerze nie sprzyja fotografowaniu, szczególnie kiedy trzeba szybciej i szybciej bo czas ucieka. Wiec zanim się zorientowałem przez Liszkowo dojechaliśmy do Łubowa. Sklep ABC , znamienny sklep. Nie spodziewaliśmy się że za dwie godziny...


Na polanie za Rakowem odpoczynek ale presja czasu ogromna...


No i po 2 godzinach ABC ten sam ABC. Pozostało tylko zjeść wypić i wracać.


Droga powrotna okazała się zupełnie ok. Co prawda betoniak jeszcze z czasów Hitlera dawały w kość ale jazda była niezła...





A w Bornie czekał na nas monopolowy pod nazwą Pokusa...


Mewa na ulicy...


I knajpa ze sklepem niejakiego Saszy. Nie dał się sfotografować ani nie pozwolił mi  zrobić zdjęć z jego fotografii z czasów kiedy był fotografem w....Bornie za czasów kiedy Borne nie istniało na mapie. Był fotografem jednostki.  Sfotografowałem wiec gadżety z jego knajpy...  





Każda wycieczka po Bornie kończy się fotografia przy czołgu. My też... 


 Niestety Borne  było dla nas przygnębiające. Puste oczodoły wielu budynków po prostu przerażały...



A na zakończenie wycieczki BDR czyli ustrojstwo którym można się przejechać po drogach poligonu i popływać po jeziorze Pile. Za odpowiednia opłatą...



Borne  04.08.2014 r.


Pilawa ....


.... czyli jesteśmy na Pojezierzu Drawskim. Po prawie półrocznych przygotowaniach ( noclegi zamawialiśmy juz w styczniu ) planach i oczywiscie przygotowaniach kondycyjnych ( kto się przygotowywał ten się przygotowywał ) 2 sierpnia dotarliśmy do Jelenia. To mała mieścina leząca pomiędzy jeziorami Jeleń a Sarcze. Ośrodek W Jeleniu które po wielu dyskusjach wybraliśmy leży niedaleko jeziora Sarcze nad którym plaza, dwa ośrodki wypoczynkowe słowem centrum turystyczne Jelenia. U nas w ośrodku spokojnie, nowe domki campingowe, schludnie. Wybraliśmy ten ośrodek rezygnując z centrum Pojezierza Drawskiego gdyż tam znacznie więcej ludzi, a my chcieliśmy spokój. Sami w sobie ( jest nas 14 osób) jesteśmy dość głośni wiec  staraliśmy się jak najmniej hałasu. Do Jelenia dotarliśmy w różnych porach w sobotę 2 sierpnia. I choć było to planowane z wyprzedzeniem jak to u Polaków rozpoczęła się dyskusja kiedy startujemy. Oczywiście od poczatku planowaliśmy dnia następnego czyli w niedzielę kajaki, ale nie wszyscy tego chcieli. Podniosły się głosy o odpoczynku ( po czym ? po czym ? ), o asymilacji się z Jeleniem ( he , he ) jednak zdecydowanie twardej części grupy przeważyło : jutro płyniemy Pilawą, jej odcinkiem z Nadarzyc do Szwecji...

Pilawa, dzień pierwszy Nadarzyce - Szwecja 

Cały szlak spławny Pilawy to 82 kilometry. Zaczyna się na Jeziorze Komorze a kończy we wsi Dobrzyca   gdzie Pilawa uchodzi do Gwdy. My pomni zeszłorocznego startu na Brdzie http://tolhaj.blogspot.com/2013/08/brda.html   gdzie męczyliśmy się z trzema jeziorami wybieramy odcinek z Nadarzyc do Szwecji , bez jezior sama rzeka. O 9 rano przyjeżdżają kajaki. Sympatyczny Pan Piotr który w Bornie Sulimowo prowadzi wypożyczalnie kajaków przywozi nam kajaki, ładuje do busów i w drogę. Jeleń leży na uboczu Pojezierza Drawskiego. Wiec musimy dojechać kilkanaście kilometrów do startu. Powrót wieczorem po pokonaniu 21 kilometrów wodą.

W Nadarzycach spław kajaków koło mostu....



Start bezproblemowy mimo obaw...


 
Pilawa należy do najczystszych rzek w Europie. Miejscami wartka i wtedy dno jest bardziej kamieniste , jednak w większości nurt spokojny a w czystej wodzie widać wodorosty...



Rzeka meandruje pomiędzy polanami gdzie na brzegu życie wre....


... a dość wysokimi brzegami ...


Po drodze gdzieniegdzie mostki i kładki ale bez problemu do pokonania...


Po drodze mijamy wiele powalonych drzew, bez problemu do pokonania...




Rzeka jest spokojna, miejscami dość szeroka tak że możemy nawet płynąć obok siebie robiąc tratwing....


Równie spokojna jak rzeka cały dzisiejszy spływ była Zora...


Po krótkim odpoczynku, po paru godzinach zatrzymujemy się na dłużej w Zdbicach...
Deszcz powoduje że pobyt tam się przeciągnął...



Po godzinie startujemy na ostatni odcinek. Na rzece mimo niedzieli tłoku nie było, choć spotkaliśmy jedną większą grupę przyjaznych dusz w kajakach...


 Po półtorej godzinie spotykamy pierwsze oznaki Szwecji...



Pod tym stalowym mostem w Szwecji lądujemy i wyciągamy kajaki. Można płynąć dalej do pola namiotowego ale niski stan wody mógł spowodować przenoskę. Wolimy tutaj...


Dalej to już standard - telefon, pakowanie kajaków i powrót najpierw do Bornego aby zostawić kajaki i do Jelenia na wieczorne zabawy...


To nasza wypożyczalnia, w pracy Panu Piotrowi pomaga jego córka...




Pierwszy dzień na tegorocznych kajakach wypadł świetnie. Piękna rzeka, bardzo spokojny spływ nie nastręczał jakiś większych trudności.Szkoda tylko że pod koniec trochę zepsuł deszcz. Na szczęście na popasie.  
Na Pilawę powróciliśmy dopiero za parę dni...

Piława Nadarzyce - Szwecja  03.08.2014 r.

środa, 14 maja 2014

Donauradweg.....Dzień ostatni

...czyli jak pokonałem Naddunajską Ścieżkę Rowerową z Wiednia do Budapesztu

Dzień ostatni


Zazwyczaj ciężko wstać. Tym razem poszło szybko i gładko. Czasu było niewiele , chcieliśmy być koło 14 w Budapeszcie a pozostało nam 40 kilo i Szentendre do zwiedzenia. Camping dziki wiec i szykowanie się do jazdy idzie szybko. Co prawda co poniektórzy klęli bo spanie na wspólnej sali ma swoje zalety ale też i sporo wad. Na przykład wstający wcześniej. Ale dajemy radę. Tuż przed wjazdem na ścieżkę jeszcze pamiątkowe zdjęcie z Węgierką co nam pomogła w znalezieniu noclegu...  

  

 Po dziesięciu kilometrach dojeżdżamy do Szentendre. Miasto artystów i kościołów...





 

Szentendre to piękne miasto. Mam jeszcze parę zdjęć. Ale pokażę je innym razem. 
Tymczasem Budapeszt się zbliża coraz bardziej. Z Szentendre jedziemy wzdłuż brzegów Dunaju i po kilkunastu kilometrach wjeżdżamy do Budy. To część Budapesztu. Ta po drugiej stronie parlamentu. jeszcze tylko zatrzymać się musimy na ostatni pit stop...


To jemy... plus gulaszowa....


  
Dojeżdżamy do parlamentu. Dajemy sobie godzinę wiec zdjecie zdobywców niekompletne...



Pozostało nam jeszcze trochę czasu na Budapeszt ( naprawdę niewiele ) i podjechać na drugą stronę parę kilometrów do Busa. Pakujemy się....




Wyrypa była świetna. Cztery dni pedałowania 350 km. Wszystko ścieżkami rowerowymi oprócz może 30 km . Każdy może przejechać. Stary, młody i najmłodszy. W zasadzie żadnych podjazdów. Jedyna uciążliwość to szutry na Słowacji. Są momenty wielokilometrowego  pustkowia. Trzeba mieć coś do jedzenia przy sobie. I koniecznie zarezerwować sobie noclegi wcześniej. My mieliśmy z tym pewne problemy.. Absolutnie polecam ten sposób spędzenia długiego weekendu. Oczywiście nie musi to być po prawie 100 km dziennie. Ta odległość jednak stymuluje mało czasu na oglądanie zwiedzanie, robienie zdjęć itp. Całość kosztów spanie, opłata busa, jedzenie na trasie to ok. 600 zł.
Co dalej ? No plany są ale co z nich wyniknie oczywiscie zależy od nas. W każdym razie każdy inny długi weekend teraz będzie przypominać o rowerach.

Marek

Pedałowali wraz ze mną...

Boguś komandor...


Jacek... 


Maciek


Włodek


Ela


Andrzej



Krzychu


Marunia I


Marunia II


Piotrek


 Ja


Naddunajska Ścieżka Rowerowa EV - 6 Wiedeń - Budapeszt  01.- 04.05.2014 r.