czwartek, 23 sierpnia 2012

Wielka Rycerzowa - Krawców Wierch

        Ten piękny świt nad  Babią był preludium do dnia dzisiejszego. Niestety jak się później okazało to byłe miłe złego początki. Decyzja że pójdziemy na Krawców górami zapadła w mojej głowie juz wiele lat temu. Słowacki niebieski szlak który prowadzi od przełęczy Przysłop na przełęcz Ujsolską kilka godzin marszu był przez lata owocem zakazanym dla takich łazików jak my. Aby tamtędy przejść trzeba było mieć specjalną przepustkę z miejscowego WOPU.  Oczywiście byli tacy co ryzykowali. Zakazany owoc kusił.. Dlatego też po tylu latach była to jedyna nasza decyzja. Większość w schronisku też tamtędy poszła. Jedynie dziewczyny z racji długów papierosowych zdecydowały się zejść do wsi zrobić zakupy a potem pójść na Krawców.  


Ranek rozpoczął się znowu od owiec, baranów i kóz



Ostatnie spojrzenie na Bacówkę i w drogę...


... po godzinie dotarliśmy do przełęczy Przysłop. Ja z plecakiem Jola z prawdziwkami...


No a potem zaczęło się. Uporczywy marsz góra dół, góra dół. w dość gęstym ponurym lesie. Dopiero po dwóch godzinach dotarliśmy do jako takiego miejsca widokowego. Oczywiście na Małą Fatrę...


No a potem znowu góra dół, góra dół bez widoków i ponuro, aż dotarliśmy  na Pański Kamień...


 No i kolejne godziny marszu bez widoku. Docieramy pod Oszus. Znajduje sie tam Rezerwat Przyrody. Można obejść szczyt Oszusa bez szlaku granicą rezerwatu i korzystamy z tego skwapliwie bo powoli mamy dość tego szlaku...Na zdjęciu Jola w jedynym możliwym do zdjęcia i dość pięknym zakątku rezerwatu Oszus...


A tą kapliczkę ze świętą Jolantą od plecaka zastaliśmy po drugiej stronie rezerwatu...



 Po kolejnych godzinach wreszcie docieramy do przełęczy Ujsolskiej. Okazała się ponura jak szlak którym szliśmy. Opuszczone budynki graniczne są upiorami przeszłości. Tylko wiatr hula i jacyś niezrównoważeni turyści co nie wiadomo po co plączą się po tym szlaku...



Z miny Joli widzimy ze mamy dosyć . A na Krawców jeszcze co najmniej godzina...


 Wreszcie po prawie ośmiu godzinach docieramy do Krawców Wierchu. Bacówkę już ledwie widać ( kominy ) ale ożywamy. Kolacja piwo i ... gorycz porażki naszych siatkarzy w Londynie...idziemy spać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz